wtorek, 5 sierpnia 2014

African dusky Flycatcher.

Czyli kolejna - druga już w mym zbiorze przewielkim - muchołówka.
Kilka dni temu zrobiłam jednemu z tych ptaszków niesamowitą wręcz sesję zdjęciową podczas kąpieli w strumieniu. Jego kąpieli, nie mojej.
Te akurat flycatchery są chyba mniejsze niż cokolwiek innego. Mają szaro-czerniawe łapki i urocze oczęta osadzone w równie uroczej pierzastej główce. Wdzięku wcale nie ujmuje im fakt, że są szarobure.
Jak wszystkie muchołówki - spożywają to, co uda im się złapać w locie.
Są skrajnie monogamiczne. Całe życie spędzają na wiciu gniazd i mordowaniu owadów wraz ze swoją (jedną i tą samą) drugą połówką.
Osobnik ze zdjęcia jest chyba kawalerem, gdyż kąpiel brał zupełnie sam. Co ciekawe, udało mi się podejść do niego naprawdę blisko, a nie uląkł się wcale. Odważniak.
Dzisiaj tak krótko, bo jakoś nie mam wielkich chęci do pisania. Robienie placków ziemniaczanych wyczerpuje jak nic innego. Tym razem więcej zdjęć, a mniej czytania.
Ptaszę nie wie, że jest obserwowane.
Ptaszę obczaja miejsce na kąpiel rychłą.
Kąpie się!
Tu też!
A tu się tak kąpie, że aż widać tylko wzburzone fale.
Tu schnie na gałązku.
I tu schnie.
I tu schnie, choć nieco mniej potarganym jest.
A to jest owcza rodzina - jedna z wielu, które krążą pod naszymi oknami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łabędź niemy

Mam takie silne przeczucie, że pisałam już o łabędziach, ale mój blog upiera się, że nie. No to jak nie, to nie, piszę dzisiaj. Łabędzi ni...