Gdy byliśmy jeszcze w Subukia po raz
ostatni (bo teraz wróciliśmy właśnie z Nairobi i coś mi się
zepsuło w komputerze, przez co nie mogłam dodawać załączników i
wciąż nie mogę, ale korzystam z drugiego komputera), zdarzyło się
pewnego poranka tak, że Bartek pozwolił mi wyjść na spacer ze
swym największym kochaniem – zupełnie sam na sam. Nie wiem czy
kochanie było z tego powodu zadowolone, ale ja byłam bardzo.
Ruszyliśmy jak jeden mąż na ptactwa
poszukiwanie. Ptactwa nie było. Dziwna rzecz, bo wszak o poranku być
powinno.
Były za to małpy – i to nie te co
zwykle – tylko inne niż zwykle, czyli niespotykane, a przeze mnie
spotkane dotąd raz i to w ilości sztuk: 1.
W Nairobi miałam zrobić zdjęcie
marabuta, ale prawda jest taka, że nie chciało mi się tachać
aparatu po mieście, kiedy akurat byliśmy w pobliżu ich (marabutów)
i miasta. Bartkowi nie chciało się tudzież. W ten sposób doszło
do tego, że nie przywiozłam z Nairobi żadnego zdjęcia. Może
następnym razem.
Aha. Mam pełną świadomość tego, że małpa to nie ptak.
|
gapi się... |
|
omnomnomnom. |
|
? |
|
o,liść. |
|
omnomnomnom liść. |
|
wciąż się gapi... |
|
taki afrykanejski krajobraz. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz