Spaceruje po mojej głowie myśl, żeby zorganizować sobie taki samotny Wielki Rok w Polsce. W USA ptasiarze naprawdę się tego podejmują, więc nie jest to tylko wytwór rozbujałej fantazji twórców filmu. Dla tych, co nie wiedzą - cały event polega na tym, że ma się rok na "złapanie" jak największej ilości ptaków, zarówno przy pomocy aparatu, jak i własnych oczu. Można bowiem brać udział w całej zabawie tylko obserwując, jakakolwiek dokumentacja zdarzenia nie jest wymagana, oprócz zapamiętania gatunku, który się widziało. Trochę wydaje mi się to naciągane. Ale w tym miejscu moje zdanie jest chyba niezbyt istotne.
Ludzie biorący udział w Wielkim Roku w Stanach muszą dysponować ogromną ilością pieniędzy, no bo jednak trzeba w tej sytuacji objechać cały kontynent, żeby mieć szansę wygrać. I jeszcze ogarniać swoje życie po drodze. Mordęga.
Polscy ptasiarze i blogerzy wpadali już na pomysł zorganizowania sobie własnego Wielkiego Roku - z różnym powodzeniem, raczej dla funu i z ciekawości, co też ja mam zamiar uczynić. No i tu pojawia się problem, bo można przecież nie ograniczać się tylko do Polski, ale rozwinąć poszukiwania na całą Europę. Z drugiej strony, kto ma czas i pieniądze, żeby wybrać się na roczny trip po Europie za ptakami - nie wiem. W kwestii Polski to też może być dobre pytanie.
No i jak już mówiłam, tak sobie myślę póki co, ale chciałam o tym napisać już od jakiegoś czasu, żeby pomysł stał się bardziej wymagający zrealizowania. Coś w stylu "Jak to, ja nie zrobię? Ja nie zrobię?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz