Nazwa angielska jaskółki bladej to rock martin. Wybornie po prostu bawiłam się przy wyszukiwaniu informacji na jej temat, bo przy każdej okazji wpisywania tej frazy w google, w wynikach wyskakiwał mi Ricky Martin.
Obecność jaskółki na moim blogu zawdzięczamy Bartkowi, który podświadomie wyrobił sobie odruch sięgania po aparat w chwili zaobserwowania ptaka w swojej okolicy. Jaskółkę bladą złapał w Subukia. Ja sama polowałam tam na nią kilka razy, ale zawsze mi uciekała, a jemu po prostu się to udało (wrodzone szczęście ludzi z Legnicy).
Wróćmy jednak do tematu.
Jaskółka blada żyje sobie w Afryce środkowej i południowej. Swoją angielską nazwę zawdzięcza upodobaniu do przebywania na terenach skalistych i górskich. Swoją polską nazwę zawdzięcza.. no nie wiadomo czemu. Ptak ten został po raz pierwszy dokładniej opisany w roku 1842 przez niemieckiego zoologa Martina Lichtensteina.
W zależności od miejsca występowania, wieku i tak dalej, jaskółka blada jest ubarwiona przeróżnie. Niektóre osobniki mają większy procent ciała ubarwiony na brązowo, inne prawie w ogóle nie są brązowe, tylko szare albo bure .
Nie są to ptaki szczególnie towarzyskie, gniazda zakładają raczej w odosobnieniu, ewentualnie w niewielkich koloniach. Dwoje rodziców wychowuje swoje pisklaki. Gniazdo w kolejnych latach często używane jest ponownie do kolejnych rozrodów. Zdarza się też, że przejmują je jakieś inne jaskółki, korzystając z tego, że nikt w nim chwilowo nie mieszka.
Jaskółki blade żywią się przeważnie owadami złapanymi w locie. Niezwykle rzadko widuje się je na ziemi. Zdarza się, że w jednym miejscu zbiera się duża ilość jaskółek bladych, ale dzieje się tak tylko w przypadku występowania pożaru. Jaskółki korzystają z tego dobrodziejstwa natury i latają sobie nad ogniem wyłapując i pożerając uciekające z pożaru owady.
Rock martinów jest w Afryce ogromna ilość i nie są one wcale a wcale pod ochroną. Nie wiadomo ile ich jest w Kongo, bo nikt się tym nigdy nie zainteresował.
To tyle o jaskółkach.
Skoro już tu jestem, to ewentualnie napiszę coś jeszcze o swoim życiu.
Przejrzałam ostatnio moje stare posty na tym blogu. Nie wszystkie, bo jest ich zatrważająca po prostu ilość, ale kilka. Jestem zachwycona i załamana. Zachwycona, bo nie wiem jakim cudem i kiedy udało mi się napisać aż tyle liter i słów i zdań i postów. Załamana, bo w większości to co piszę brzmi jak bełkot psychopaty z nieograniczonym dostępem do internetu. Z drugiej jednak strony, w pierwszym albo drugim poście uprzedzałam, że tak będzie.
Inna sprawa o której chcę dzisiaj wspomnieć, to kwestia karmnika, który ostatnio zainstalowałam za moim oknem. Okoliczne wróble i sikorki oszalały na punkcie słonecznika i płatków owsianych, które z braku czegoś lepszego ostatnio im podaję (nie, słonecznik nie jest solony). Jeśli nie zapomnę, to po pierwszym śniegu kupię im coś lepszego w Hali Targowej (mają tam stoisko z ziarenkową żywnością dla ptaków i dla ludzi - polecam). I zrobię zdjęcia karmnika, ale to też zimą, bo aktualnie przechodzi on dopiero okres próbny.
Jaskółka blada, rock martin, Ptyonoprogne fuligula - na rynnie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz