niedziela, 28 maja 2017

Dront dodo

Wymarły ptak z wyspy Mauritius (nieopodal Madagaskaru). Najbliżej spokrewniony z gołębiami. Myślę, że miejskie gołębie to jakiś rodzaj zemsty ze strony Mateczki Natury za to wybite dodo. Pewnie tak właśnie będzie, że im więcej gatunków wyginie, tym więcej będzie gołębi, aż nastanie gołębiowa apokalipsa i ludzkość wymrze. Wszyscy czekają na apokalipsę zombie, a tu taka niespodzianka.

Dront dodo był również spokrewniony z drontem samotnym i nikobarczykiem zwyczajnym, który póki co ma się dobrze, ale jest bliski zagrożenia. Do takiego wniosku doszli badacze, kiedy przebadali resztki w głowie dodo znajdującego się w Muzeum Historii Naturalnej w Oksfordzie.

Nie istnieją zdjęcia dodo, ponieważ temu gatunkowi zdarzyło się wyginąć w XVII wieku. Ornitolodzy nie biegali wtedy z Nikonami po Mauritiusie.

Pierwszy opis dodo powstał podczas jednej z pierwszych wypraw Duńczyków na Mauritius w 1598 roku. Początkowo załoga myślała, że dodo to pingwiny, bo tak określali je Portugalczycy. Mogło też chodzić o "krótkoskrzydłe", ponieważ w portugalskim "pingwin" i "krótkoskrzydły" to podobnie brzmiące słowa. 

Po 1598 roku nastąpiły zmiany w spokojnym życiu dodo, ponieważ okazały się bardzo smaczne, co zachęciło żeglarzy do polowań. Mauritius stawał się cywilizowany, ścięto drzewa, wprowadzono nowe drapieżniki, a dodo wymarło. Ostatni raz widziano je w 1662 roku. Ludzkość potrzebowała mniej więcej 100 lat, żeby położyć kres gatunku żyjącego na wyspie od niepamiętnych czasów. Więc jak będziecie się denerwować, że gołębie opanowują miasta, to te ciepłe myśli ślijcie w stronę Portugalczyków, Duńczyków i Holendrów. 

Trudno powiedzieć jak wyglądały dodo, ponieważ zachowało się tylko kilka szkiców z wypraw na Mauritius. Oprócz tego były jeszcze wypchane dodo w muzeach, ale nie przetrwały w całości do dziś. Ostatecznie pozostały nam: głowa i stopa w Oksfordzie (druga stopa była w Londynie, ale zaginęła), jeden szkielet na Mauritiusie, jeden cyfrowy model stworzony na podstawie kilku szkieletów na Harvardzie, jeden szkielet złożony z dwóch szkieletów w RPA i jedna czaszka w Danii.

Dront dodo był sporym ptakiem. Jego wzrost mógł wynosić nawet do 1 metra, a waga do 15 kilogramów. Samce był większe od samic. Ubarwienie to raczej kwestia domysłów, pióra dodo mogły być szare, zielone i niebieskie jednocześnie. Dziób i nogi były żółte, a pazury czarne.

Dodo mogły dożyć mniej więcej 18 lat. Prawdopodobnie potrafiły bardzo szybko biegać, ponieważ miały nogi na tyle silne, żeby utrzymać ciężar swojego ciała, a nie zostały pobłogosławione umiejętnością latania. Ptaki nieloty szybko biegają lub szybko pływają.

Żywiły się owocami, które spadały z drzew. Ponadto uzupełniały dietę jedząc orzechy, korzenie, nasiona i okazyjnie skorupiaki. Zakładały gniazdo na ziemi, gdzie składały jedno jajo. 

Dronty dodo łapano i zwożono do Europy i Azji, ale nie wiadomo w jakiej ilości i ile ptaków przetrwało podróż. Istnieją opisy Londyńczyków, którzy uczęszczali na wystawy, gdzie wystawiano dodo, nie jest jasne jednak na ile zapiski są wiarygodne, a na ile wyssane z palca.

Istnieje coś takiego jak drzewo ptaka dodo, dokładniej Sideroxylon Grandiflorum lub  tambalacoque – endemiczna roślina z Mauritiusa. Dodo jadły ponoć nasiona z tego drzewa i dzięki temu mogło się ono rozmnażać. Jest to przykład rośliny, która uzależniła się od zachowania zwierząt, ponieważ nasiona chętniej kiełkowały po przebyciu drogi przez układ pokarmowy dodo.

Okazało się jednak, że nie jest to do końca prawda, bo tambalacoque toleruje również rozmnażanie poprzez układ pokarmowy wymarłych żółwi z Mauritiusa, wymarłej papugi maurytyjskiej i nietoperzy, które jeszcze nie wymarły. Ciekawostką tutaj jest, że jednym z powodów wyginięcia papugi maurytyjskiej jest wyginięcie dodo i żółwi, ponieważ papugi żywiły się nasionami wydalanymi przez te zwierzęta po zjedzeniu przez nie owoców.

Dodo pięknie odnalazł się w kulturze. Powstało wiele obrazów, na których ptak ten występuje, poświęcono mu fragment w „Epoce Lodowcowej” i w „Alicji w Krainie Czarów”.  Hilaire Belloc napisała o nim wierszyk:

“The Dodo used to walk around,
And take the sun and air.
The sun yet warms his native ground –
The Dodo is not there!
The voice which used to squawk and squeak
Is now for ever dumb –
Yet may you see his bones and beak
All in the Mu-se-um.”

A ja siedzę i czekam aż dront dodo zostanie sklonowany i powróci na Mauritiusa. Chociaż znając ludzkie zapędy, pewnie tylko część tych ptaków miałaby szansę żyć na wolności. Reszta trafiłaby na dodo-fermy, by w niedalekiej przyszłości stać się kanapką McDodo.

Dront dodo, Raphus Cucullatus. Roelant Savery, 1626r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łabędź niemy

Mam takie silne przeczucie, że pisałam już o łabędziach, ale mój blog upiera się, że nie. No to jak nie, to nie, piszę dzisiaj. Łabędzi ni...