poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Papużka żółtobrzucha

Wracając jakiś czas temu autobusem do domu, wyobraziłam sobie, jak mogło wyglądać nadawanie ptakom imion. Takie oficjalne zebranie osób, które wiedzą co i jak i mają się tym zająć:

- Dobrze, panowie i pani, mamy z głowy reliktowca, następny w kolejce jest ten dziwny ptak. Wiemy o nim tyle, że prawie nikt go nie widział, żyje w nocy i jest jedną z największych tajemnic kosmosu. Propozycje. Może Antek. Antku, jakieś propozycje?

- No nie wiem panie prezesie, może polecimy z angielskiego i będzie nocna papuga?

- Nie, nie. Zupełnie głupi pomysł. Całkowicie od rzeczy. Antku, wyjdź. Gosiu, jakiś pomysł?

- To może mroczny rycerz? Trochę epicko, ale jak to jest taka legenda, to mogłoby się sprawdzić.

- Hmm. No, jakkolwiek zazwyczaj przepadam za twoimi pomysłami, Gosiu, to nie. Nie ma takiej opcji. No to jeszcze Jarek nam został. Jarku, bardzo cię proszę, ratuj sytuację, bo nie wyjdziemy stąd do przyszłego tygodnia a mamy przed sobą jeszcze setki gatunków. Dajesz, Jarek.

- No to ja tak pomyślałem, że ona jest zielona.

- Tak, Jarku?

- No i ma żółty brzuch. 

- No, ma. 

- To może, no nie wiem, papużka żółtobrzucha?

I w ten właśnie sposób mistyczna nocna papuga została papużką żółtobrzuchą. Jak jakaś pierwsza lepsza byle papużka z byle łąki. Mniejsza o to jednak, bo nazwy ptaków będą mi pewnie spędzać sen z powiek przez następne 50 lat, a i tak nic z tym nie zrobię.

Papużka (chryste) żółtobrzucha mieszka sobie w Australii. Jak wszyscy dobrze wiemy, Australię zamieszkuje wiele przedziwnych stworzeń i to również jest przedziwne stworzenie, chociaż mało kto o nim słyszał. Dzisiaj będzie bardziej historycznie, bo o samym ptaku niewiele wiadomo, a historia jest przesuperciekawa.

Po raz pierwszy opisał ją w roku 1861 niejaki pan John Gould, który był ornitologiem. Zdarzyło mu się pracować z niejakim Charlesem Darwinem, który biegał bez ustanku po kamienistych wyspach i zbierał przeróżne gatunki ptaków. Potem przesyłał je do Goulda, który je dla Darwina identyfikował. Sam Charles nie bardzo miał głowę do takich błahostek, jak na przykład robienie szczegółowych zapisków dotyczących miejsca znalezienia gatunku, więc Gould miał przy tym kupę śmiechu i dobrej zabawy.


Jakiś czas później pewnie się wkurzył i postanowił wyjechać do Australii, gdzie spotkał naszego papugę. Na początku myślał, że papug jest bliskim krewnym kakapo, ale okazało się, że nie jest. Polska Wikipedia mówi, że Gould myślał, że papużka żółtobrzucha jest krewnym papużki ziemnej, ale to w sumie kłamstwo, bo to nie on tak myślał, tylko jego ziomek, który nazywał się James Murie i miał więcej racji niż sam Gould. Jak widać, nawet praca z Darwinem nie czyni nikogo nieomylnym.

Był to czas, w którym ludzie z Australii nieszczególnie przejmowali się rzadkimi gatunkami lub tym bardziej ich ochroną i po prostu robili swoje. Od czasu do czasu wpadał jakiś badacz, badał co miał zbadać i wyjeżdżał cały dumny jak paw, że pobadał. Poza tym masowo zjeżdżali Europejczycy, którzy jak zwykle nazwozili ze sobą kotów, psów i nie wiadomo czego. Zaczęło się to wszystko panoszyć jak u siebie i nagle papużka żółtobrzucha zniknęła całkowicie. Nikt jej nie widywał, więc ustalono, że niestety wyginęła. Ornitologom było trochę przykro, ale wkrótce zapomnieli o sprawie, bo przecież codziennie coś gdzieś wymiera na śmierć. Ostatni okaz został znaleziony w roku 1912, a potem długo nic się nie działo.

Pan Dick Smith (założyciel Australian Geographic) był jednak tak zdesperowany w kwestii poszukiwania gatunku, że w roku 1989 ogłosił, że znalazca żywej lub martwej papugi otrzyma od niego 25 tysięcy dolarów nagrody. Bardzo niespodziankowo musieli się w związku z tym czuć ornitolodzy, którzy w roku 1990 znaleźli truchło papużki żółtobrzuchej na drodze. No i nagrodę otrzymali.

Na kolejne doniesienia o istnieniu papugi trzeba było czekać, ale ponoć widziano 3 żywe osobniki w roku 2005 w Australii Zachodniej, a potem jedną martwą samicę w roku 2006. Nie te jednak zdarzenia, a właśnie znalezisko z 1990 roku, zainspirowały pana Johna Younga do podjęcia ambitnych poszukiwań papużki żółtobrzuchej, na które poświęcił całe 15 lat swojego życia.

Pewnie jedni myśleli, że koleś oszalał. Inni z kolei mogli również myśleć, że oszalał. Tak czy inaczej, robił swoje i szaleństwo się opłaciło. Na początku nie bardzo wiedział, od czego zacząć, więc tak naprawdę przemierzał Australię wzdłuż i wszerz opierając się na szczątkowych informacjach dotyczących zwyczajów papugi. W roku 2008 usłyszał w nocy dziwne dźwięki, które prawdopodobnie wydawały papużki żółtobrzuche, nie mógł jednak od razu tego stwierdzić, bo nigdy wcześniej ich nie słyszał i nie miał za bardzo porównania. Przez kolejne 5 lat poszukiwania trwały, aż w końcu w roku 2013 Young nie tylko zobaczył papużkę żółtobrzuchą, ale też zrobił całą dokumentację fotograficzną i zawiózł znalezione pióro na badanie, które miało stwierdzić, czy należało ono do poszukiwanej papugi. Należało i wszyscy ornitolodzy świata zzielenieli z zazdrości.

John Young z piórem papuga nocnego.
Władze Australii nie były obojętne na ten czyn i w mgnieniu okaz powstał ogromny sekretny rezerwat, w którym o dobro papużek żółtobrzuchych dba tak zwany Night Parrot Recovery Team.

Papugowy dream team w pracy. Zdjęcie z Bush Heritage Australia
Miesiąc po odkryciu Younga, inna grupa ornitologów trafiła na kolejną populację papużek żółtobrzchych w zupełnie innym miejscu. Przewodzący jej pan Nigel Jackett, na swoje poszukiwania przeznaczył 7 lat, ale zbierał informacje trochę lepiej niż pan Young i wydedukował, że papużki lubią żyć w bardzo wysuszonych trawach Australii (takich jak na zdjęciach powyżej). No i że w ogóle lubią żyć w warunkach nienadających się do życia. I jak wydedukował, tak postanowił i poprowadził ekipę w trawy, gdzie papużkę od razu znalazł.

Jak się okazuje, papużki żółtobrzuche nie bardzo lubiły towarzystwo przyprowadzonych przez ludzi drapieżników i nie bardzo lubiły płonąć w pożarach. Nie bardzo też lubiły swoich ludzkich sąsiadów i nie odpowiadał im wieczny hałas cywilizacji, więc postanowiły spróbować szczęścia przenosząc się w najbardziej nieprzyjazne rejony Australii. Zamieszkały w starożytnych trawach (z których niektóre kępy mają nawet po 100 lat), gdzie żywią się nasionami i wychodzą na świat wyłącznie w nocy. Ich największymi sprzymierzeńcami okazały się psy dingo, które regularnie polowały na okoliczne koty. W związku z tym, władze sekretnego parku postanowiły nie wyganiać ani nie wybijać dingo, żeby dalej pomagały w zachowaniu papug przy życiu. Aktualnie w całej Australii żyje sobie mniej więcej 100 papużek żółtobrzuchych, ale wciąż się bardzo dobrze ukrywają.

Papużka żółtobrzucha, night parrot, nocturnal ground parakeet, midnight cockatoo, night parakeet, Pezoporus occidentalis. Zdjęcie z: nightparrot.com.au

To jedzą papużki. Zdjęcie z: nightparrot.com.au
Jak widać, historia nie jest jakoś bardzo dramatyczna. Z ciekawostek:

1. Jest książka, która wygląda o tak.



2. W Australii istnieje Night Parrot Wine Bar, który zbiera bardzo skrajne opinie, ale za to mają fajny obrazek w profilowym na fejsbuku:






poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Bishop's ʻōʻō

Wyjątkowo w tytule umieszczam nazwę angielską, ponieważ gardzę nazwą polską. W naszym języku ptak ten nazywa się RELIKTOWIEC DUŻY. Brzmi to porażająco, przerażająco i bardzo naukowo. Bishop's ‘ō‘ō przedstawia się sympatyczniej.

Powiem tylko od razu, że ‘ō‘ō to ptak wymarły. Żeby nie było niejasności czy coś.

Post będzie o dużym ‘ō‘ō, ale warto wiedzieć, że jest to ptak z rodzaju Moho, a samych ptaków z rodzaju Moho było więcej niż jeden, bo istniał jeszcze Oʻahu ʻōʻō (reliktowiec leśny), Hawaiʻi ʻōʻō (reliktowiec górski) i Kauaʻi ʻōʻō (reliktowiec mały). W sumie to one wszystkie miały wiele wspólnego, więc pisząc o jednym, piszę o wszystkich (nie, tak naprawdę jestem obrzydliwym leniem). No a teraz wszystkie mają tyle wspólnego, że są wymarłe na śmierć. Wszystkie bez wyjątku.

Były to ptaki endemiczne na Wyspach Hawajskich, co oznacza, że można je było spotkać wyłącznie na Wyspach Hawajskich. Najpierw przez długi czas uważano je za miodojady, ale jak to w świecie ptaków bywa, jakiś czas później przypisano je do innych rodzin. Nie były zatem miodojadami.

Wróćmy jednak do naszego konkretnego Bishop's ‘ō‘ō. Gatunek ten odkrył pan Henry Palmer, który najwyraźniej nie był na tyle ważną postacią w historii czegokolwiek, żeby zasłużyć na swoją własną stronę w Wikipedii. Wspomniany pan Henry zbierał jednak różne okazy fauny i flory dla pana Waltera Rothschilda, który z kolei był arystokratą. Pan Walter był arystokratą, ale nie było to jego główne hobby, ponieważ był również zapalonym entuzjastą wszystkiego, co związane z przyrodą. Bardzo interesował się gatunkami wymarłymi i wymierającymi, w związku z czym napisał "Extinct Birds" i była to pierwsza ever ever ever książka o wymierających ptakach.

Pan Henry ogarnął, że istnieje ptak, którego jeszcze nie widział, pokazał go panu Walterowi, który się zachwycił i nazwał nowy okaz Bishop's ‘ō‘ō po panu Charlesie Bishopie, który był takim jakby Elonem Muskiem tamtych czasów i w dodatku na Hawajach.

U dużego ‘ō‘ō nie występował dymorfizm płciowy, co oznacza, że zarówno samce, jak i samice były upierzone identycznie. Ptaki te posiadały pióra czarne, ale mateczka natura upiększyła je znacznie, dodając im tu i ówdzie trochę piór żółtych, przez co wyglądały niezwykle hawajsko i miło dla oka. Na tyle miło, że Hawajczycy lubili na ‘ō‘ō zapolować, żeby powyrywać mu pióra i zrobić sobie z nich ozdoby.

Ten konkretny gatunek występował wyłącznie na Maui i Moloka'i, gdzie lubił przesiadywać w bardzo gęstych i wilgotnych lasach, bo był nieśmiały i nie lubił towarzystwa. Trudno stwierdzić, co ‘ō‘ō lubił jeść najbardziej, bo żywił się w sumie wszystkim: nektarem, robakami, owocami, różnymi małymi zwierzętami niepodobnymi do niczego, muszlami, chrząszczami, muchami itede.

Ponoć ostatni raz widziano dużego ‘ō‘ō w 1904 roku, ale ktoś coś kiedyś powiedział, że niby widział go jeszcze w roku 1981, czyli w sumie całkiem niedawno. Potem już nikt go nigdzie nie spotkał i stwierdzono, że jest to gatunek wymarły. A wymarły oczywiście przez ludzi, którzy wycięli gęste i wilgotne lasy, sprowadzili na wyspy drapieżniki i pozarażali wszystko chorobami. Biedny ‘ō‘ō nie miał już gdzie się schować, nie miał co jeść, był chory i dość agresywnie na niego polowano. Nie chciało mu się już nawet śpiewać, więc wziął i zniknął. Po cichu liczę jednak na to, że był sprytniejszy niż ludzie i po prostu bardzo dobrze się gdzieś zaszył, a teraz tylko czeka na moment, w którym to my staniemy się wymarłym gatunkiem, żeby znowu mógł sobie żyć w spokoju.  

A tak poza tym - istnieją dwie ciekawostki muzyczne związane z ‘ō‘ō. Jedna jest taka, że był sobie zespół, który nazwał się Mo-Ho-Bish-O-Pi, właśnie na cześć i chwałę tego gatunku. Na niewiele jednak im się to zdało, gdyż pograli niedługo i cała grupa rozpadła się w 2002 roku. Druga ciekawostka muzyczna jest taka, że pan John Zorn nagrał płytę "O'o", na cześć i chwałę wszystkich ‘ō‘ō. Płyta jest dość świetna, na tyle dość świetna, że przerobiłam ją już dwa razy do pisania tego posta (tak, te wypociny tworzy się spory kawał czasu, czasami nawet do 4 godzin, bo porządny research boli w lenistwo) i nawet daję tu do niej link.


Reliktowiec duży, Bishop's ʻōʻō, Moho bishopi.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Raniuszek

Raniuszki są zbyt słodkie, by móc spokojnie obserwować je na żywo lub nawet oglądać na zdjęciach w internecie. Zapomnijcie o małych kotkach i pieskach, zapomnijcie o małych gołębiach przypominających niedorozwinięte dinozaury, zapomnijcie o pomarszczonych i łysych ludzkich młodych. Pod względem rozkosznej uroczości żadna z tych rzeczy nie ma szans z raniuszkami.

Istnieje kilkanaście podgatunków raniuszka na świecie, ale w Polsce zobaczyć można tylko raniuszka zwyczajnego (z białą głową) i raniuszka czarnobrewego (który ma czarne brwi). Wszystkie raniuszki występują wyłącznie w Europie, Azji i w północnej Afryce. W naszym pięknym kraju nie jest to ptak jakoś specjalnie liczny, czasem jest go więcej, czasem mniej, różnie to bywa.

Raniuszek po raz pierwszy został opisany w 1758 roku przez pewnego szwedzkiego entuzjastę przyrody, Carla Linnaeusa. Carl napisał cykl książek, które zatytułował "Systema Naturae", bo jak jest się wielkim entuzjastą przyrody, to między innymi tak tytułuje się swoje dzieła. Raniuszek znalazł się pod hasłem Parus caudatus, gdzie caudatus miało się odnosić do długiego raniuszkowego ogona. Nazwa ta była jednak używana już wcześniej przez innych entuzjastów, więc nie stało się to dla nikogo jakimś szczególnym powodem do zdziwienia. Potem wydarzyło się bardzo dużo rzeczy związanych ze zmianami nazw gatunkowych i podgatunkowych, zapanował pewien rozgardiasz, później został opanowany i teraz raniuszek zwyczajny to Aegithalos, a nie Parus i wszyscy musimy się z tym pogodzić.

Ptak ten uwielbia wszelkiego rodzaju krzaki i drzewa. Może się w nich schować, może wybudować gniazdo i może najeść się do syta. Te cudacznie milutkie kuleczki bieli z oczami są jednak bardzo słabowite, bo są tylko kuleczkami i nie potrafią zjeść twardych przedmiotów. Zamarznięte owoce lub nasiona? Odpada. Raniuszek prędzej umrze z głodu, niż pożywi się czymś takim. W związku z tym raniuszki żywią się tylko miękkimi owadami i larwami lub owocami, które jeszcze nie zdążyły zamarznąć. Zimy w Polsce bywają jednak srogie i w tym okresie puchate i nieporadne maleństwa przeważnie głodują.

Na szczęście raniuszki są całkiem towarzyskie i takie życie w ptasich gildiach daje im niemałe bonusy do życia. Zimą zbierają się w większe grupy i razem poszukują pożywienia. Gdy zapada mroźny zmierzch, siadają razem na jednej gałęzi i tulą się do siebie jak jakieś przedziwne kłębki wełny z ogonkami.

Najciekawszy jest jednak u raniuszków okres lęgowy. Po zimie nadchodzi wiosna, robi się cieplej i nie ma już potrzeby życia w dużej grupie, więc rozpada się ona na kilka mniejszych podgrupek. Część raniuszków zakłada gniazda i składa jajka, część tego nie robi. Raniuszki od zarania dziejów (z racji swojej słabowitości) mają ogromny problem z zagrożeniami i jakąkolwiek samoobroną, dlatego ptaki, które nie zakładają gniazd, otrzymują rolę pomocników. Ich zadaniem jest zapewnienie jakiegokolwiek wsparcia przy wychowywaniu potomstwa. Jednocześnie uczą się, jak wygląda takie życie rodzinne i w przyszłości są bardziej ogarnięte. Dobrze sobie to wszystko przemyślały w te mroźne zimowe noce na zamarzniętej gałęzi.

W Polsce raniuszek objęty jest ochroną i nie wolno go zjadać, nawet gdyby bardzo się miało ochotę, bo to taka milusia kulka roztrzepania, która aż się prosi o zmiażdżenie cegłą. Nie wolno tak robić. Ktoś tak powiedział i nie wolno.

We Wrocławiu nie widziałam raniuszków nigdy, ale spotkałam je raz na rynku w Sobótce. Siedziały sobie na małym puchatym drzewku i patrzyły.

Raniuszek, Aegithalos caudatus. Zdjęcie nie jest moje, zabrałam je sobie z wikipedii albo z flickra, kto to wie.

niedziela, 5 sierpnia 2018

Kiwi

Kiedy nie wiem o czym dokładnie chcę napisać, to sprawdzam co jeszcze żyje w Nowej Zelandii i ten sposób jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Nowa Zelandia to prawdopodobnie najbardziej szalone miejsce na świecie.

Dzisiaj będzie o kiwi. Jest to ptak, o którym wszyscy wiedzą, że jest, ale mało kto się nim interesuje. Kiwi jest nielotem i ta informacja jest bardzo istotna, bo nieloty mają najwyższy poziom trudności w życie. Z tego powodu często muszą sobie radzić z rzeczami inaczej niż ptaki latające. Ptaki latające mogą sobie po prostu przefrunąć z jednego końca wyspy na drugi i w ten sposób pozbywają się problemów, kiwi natomiast musiałoby tam sobie podreptać.

Nie wiadomo skąd dokładnie wzięła się nazwa dla kiwi. Prawdopodobnie od nawoływania kiwowych samic przez kiwowywch samców, a samo nawoływanie - jak można się domyślić - brzmi jak coś w stylu "kii-wiii", ale to nic pewnego.

Wyróżnia się pięć gatunków kiwi: kiwi plamisty, kiwi mały, kiwi szary, kiwi brunatny i kiwi Mantella. Jak widać, cztery z pięciu nazw kiwi pochodzą od jego wyglądu (bardzo twórcze), a jedna pochodzi od nie wiadomo czego. Żaden Mantell, Mantello, ani Mantelli nie odkrył kiwi Mantella. Kiwi Mantella (lub inaczej kiwi północny) opisał niejaki Abraham Dee Bartlett. Koleś był jednym z ludzi, którzy jako pierwsi zrekonstruowali szczątki dronta dodo w taki sposób, żeby dało się zobaczyć, jak dokładnie dodo wyglądało. To pewnie dlatego, że był Anglikiem, a nie Duńczykiem (o niechęci Duńczyków do wszystkiego co piękne wiemy z TEGO POSTA).

Wszystkie gatunki kiwi różnią się od siebie w jakiś sposób. Kiwi plamisty jest największy i składa wyłącznie jedno jajo, które wysiaduje oboje rodziców. Kiwi mały jest mały i trochę sobie nie radzi, bo z racji swojej rozkosznej małości jest najłatwiejszym łupem dla drapieżników (składa jedno jajo, ale wysiaduje je tylko samiec). Kiwi szary również jest mały, ale składa trzy jaja. Kiwi Mantella jest brązowy i prawie tak duży, jak plamisty (dwa jaja, które wysiaduje samiec).

Na szczęście różnic pomiędzy gatunkami kiwowymi dużo nie ma, bo musiałabym je wszystkie opisać i nikomu nie chciałoby się tego czytać. Jest natomiast sporo rzeczy, które je wszystkie łączą. Najważniejsza informacja jest taka, że kiwi żyje wyłącznie w Nowej Zelandii. W pięknej krainie zamieszkałej przez stwory takie jak kea, kakapo i owce.

Kiwi w sumie prawie nie ma skrzydeł, zostały mu z nich tylko smutne resztki, których raczej nie używa. Ma w zwyczaju przytulać się do jednego ze skrzydeł kiedy śpi i to tyle. Ciało kiwi pokryte jest piórami, które do złudzenia przypominają włosy. W ogóle kiwi do złudzenia przypomina ssaka. W przeciwieństwie do innych ptaków, które mają szkielet ptasi, bo ich kości są lekkie i puste w środku, kiwi zbudowany jest z kości grubych, ciężkich i po brzegi wypełnionych szpikiem. Kiwi nie ma też ogona, ale został wyposażony w bardzo silne nogi, które pozwalają mu szybko i bezszelestnie biegać, a także bić się z innymi kiwi. Dziób ma kiwi długi z nozdrzami umiejscowionymi na jego końcu. Dzięki temu sprawnie wywąchuje żywność ukrywającą się w ściółce (robactwo, płazy, nasiona, owoce, takie tam). Poza tym kiwi jest praktycznie ślepy i prowadzi nocny tryb życia. Ma za to tak dobry słuch i węch, że oczy nie są mu do niczego potrzebne. No i ma najniższą temperaturę ciała wśród ptaków.

Kiwi nie zakładają gniazd na drzewach ani nawet na ziemi. Żyją w norach wykopanych własnonożnie lub opuszczonych przez inne zwierzęta. Są bardzo wstydliwe, dlatego spędzają w nich sporo czasu, zwłaszcza w dzień. Bo śpią. W nocy natomiast szaleją jak szalone. Żyją przeważnie w związkach monogamicznych (przez dwadzieścia lat!) i w okresie godowym składają sobie wizyty w norach.

Co ciekawe, samice kiwi zostały wyposażone w funkcjonujące jajniki. Jajo kiwi stanowi 1/4 wielkości samicy i jest to największe jajo składane przez ptaka, jeśli chodzi o stosunek wielkości ciała do wielkości jaja. Okres noszenia jaja trwa mniej więcej miesiąc i w tym czasie samica je nawet trzy razy więcej niż zwykle. Pod koniec jajo zajmuje już tyle miejsca, że biedaczka zmuszona jest głodować, ponieważ jej żołądek zostaje trochę zgnieciony. Jak można się łatwo domyślić, złożenie takiego jaja to nic przyjemnego, dlatego kiwowe kobiety preferują porody kałużowe, czyli po prostu moczą kupry w wodzie i to im jakoś pomaga na ból życia. W ciągu całego życia są w stanie złożyć nawet sto takich jaj.

Pisklęta wychowywane są różnie, w zależności od tego, do którego gatunku należą. Niektóre zostają porzucone przez rodziców, innymi zajmuje się sam ojciec lub oboje rodziców. Zupełnie jak u ludzi. Dość szybko stają się samodzielne i zaczynają realizować swój kiwowy nowozelandzki sen.

Niestety, jak to już w Nowej Zelandii bywa, kiwi jest kolejnym z gatunków zagrożonych wyginięciem. Populacja wszystkich gatunków zmniejsza się o 6% każdego roku i w żadnym wypadku nie jest to wina środowiska naturalnego. Nowozelandczycy ostro pokpili sprawę, kiedy jakiś czas temu zaczęli sprowadzać na wyspę psy, koty i łasice, których zadaniem było wybić zbyt rozwiniętą populację królików. Nikt jednak wtedy nie pomyślał, że to może nie być najlepszy pomysł ever i o ile królicza sytuacja została opanowana, to mocno straciła na tym reszta endemicznych gatunków Nowej Zelandii, w tym kiwi. Niby teraz coś tam próbują odratowywać, ale trudno stwierdzić co im z tego wyjdzie. Kiwi jest najstarszym i najdłużej żyjącym gatunkiem ptaka na tej planecie, a wyginie za kilka lat tylko dlatego, że komuś kiedyś nie chciało się strzelać do królików.

Zdarzają się też białe kiwi. Kiwi, Apteryx. Fota z www.newzealand.com






Łabędź niemy

Mam takie silne przeczucie, że pisałam już o łabędziach, ale mój blog upiera się, że nie. No to jak nie, to nie, piszę dzisiaj. Łabędzi ni...